„Miałem talent do ciężkiej pracy”
Wywiad z trenerem Krzysztofem Golonem
Konstancin, lipiec 2022 r.
Proszę na początku opowiedzieć o sobie. Skąd Pan pochodzi, gdzie zaczynał Pan swoją przygodę z pływaniem?
Nazywam się Krzysztof Golon, mam 45 lat i czwórkę dzieci. Pochodzę z Olsztyna, tak samo jak moja żona oraz nasz drugi trener Jacek Nowak. To tam zaczynałem naukę pływania i swoją przygodę z pływaniem jako zawodnik. Najpierw w klubie Juvenia Olsztyn, który potem zmienił nazwę na Kormoran Olsztyn. Następnie udałem się do stolicy w celach edukacyjnych, na Akademię Wychowania Fizycznego i tam trenowałem kilka lat w AZS AWF Warszawa. Była to wówczas najmocniejsza sekcja pływacka w Polsce.
Jak Pan wspomina swoje początki?
Wydaje mi się, że dobrze. Ja na swoje pierwsze sukcesy musiałem dość długo czekać, bo dopiero w 8 klasie szkoły podstawowej zdobyłem pierwszy medal Mistrzostw Polski (kiedyś Mistrzostwa Polski były od 12 lat, więc mając na uwadze, że zaczynaliśmy ściganie w zawodach od 3. klasy, to minęło trochę czasu zanim zacząłem stawać na podium). Rok przed tymi zawodami zaliczałem finały B, a następnie od razu przeskoczyłem na pozycję medalową i dwa czwarte miejsca, jeżeli dobrze pamiętam. Tak się zaczęło. Później jako junior w Olsztynie pod okiem Jacka Nowaka udało mi się zakwalifikować do Mistrzostw Europy Juniorów, na których zająłem 4. i 6. miejsce na 200m delfinem i 400m zmiennym. Następnie wyjechałem żeby dalej się rozwijać, ponieważ w Olsztynie nie było sekcji seniorskiej. Byłem tam przez ostatnie dwa lata najstarszym zawodnikiem i właściwie trenowałem sam pod okiem trenera. Wahałem się wówczas między studiami w Gdańsku, a tymi w Warszawie. Warszawa zaproponowała lepsze warunki i stąd mój wybór. A ponieważ studia się trochę przeciągnęły, to długo mogłem trenować pływanie i pod koniec kariery, kiedy czułem, że nie jestem już w stanie nic więcej osiągnąć rozpocząłem pracę w Konstancinie. Najpierw jako instruktor nauki pływania, a potem z żoną (ówczesną kandydatką na żonę) stworzyliśmy sekcję pływacką IKS Konstancin, przy istniejącym już wówczas klubie posiadającym sekcję szermierki i koszykówki na wózkach. Szczerze mówiąc, myślałem że trafiłem tu do pracy na chwilę, a ta chwila trwa do dziś, prawie 20 lat.
Jeszcze jako zawodnik, w jakim stylu czuł się Pan najlepiej?
Oczywiście w delfinie. Ja bym bardzo równo traktował swoje sukcesy w zmiennym i w delfinie, ale chyba najlepiej czułem się na dystansie 200 delfinem i to tę konkurencję chyba najbardziej lubiłem pływać, a dopiero w drugiej kolejności zmienny (200 i 400). To też zmieniało się w trakcie kariery. Im starszy byłem, tym bardziej już wolałem pływać 200 niż 400. To chyba oczywiste, większość zawodników idzie w tym kierunku. Przy czym było to w wieku 24 lat dopiero, a nie 15 czy 16.
Dlaczego w zasadzie został Pan trenerem? Miało to związek z dobrze wspominanym czasem jako zawodnik?
Nie wydaje mi się. Będąc zawodnikiem, tak naprawdę poza tym, że trenowałem nie miałem pomysłu na życie. Będąc na AWFie nawet zastanawiałem się, czy nie zrezygnować z tych studiów ale, że tak powiem, pod namową kandydatki na pierwszą żonę, Aleksandry, zostałem wręcz zmuszony do ukończenia tych studiów, czego nie żałuję. Jednak dopóki nie trafiła się praca w Konstancinie, tak naprawdę nie wiedziałem co chcę w życiu robić.
Co uważa Pan za swoje największe osiągnięcie jako zawodnik, a co jako trener?
W karierze zawodnika – to, że zostałem najlepszym zawodnikiem Mistrzostw Polski Seniorów w 2001 roku. Były to Mistrzostwa Polski na krótkim basenie, których gospodarzem był mój ówczesny klub AZS AWF Warszawa. Tu, przed własną publicznością zdobyłem tytuł najlepszego zawodnika, mój wynik był najbardziej wartościowy. Wówczas na 400 m zmiennym, dał mi on również kwalifikację na Mistrzostwa Świata w Moskwie rok później. To chyba było moim największym sukcesem krajowym, natomiast zagranicznym, już wcześniej wspomniane 4. miejsce jako junior. Później jeszcze jako senior w Rostocku zająłem bodajże 5. albo 6. miejsce na Mistrzostwach Europy na krótkim basenie. Z sukcesów to chyba tyle. Takim niedosytem jest udział w Igrzyskach, gdzie na 400 m zmiennym do minimum zabrakło mi 2 sekund. Tutaj mam faktycznie niedosyt, bo o Igrzyskach zawsze marzyłem i to marzenie się nie spełniło jako zawodnik. Może się uda kiedyś jako trener. Oby :).
A z sukcesów zawodniczych? To wszystkie medale Mistrzostw Polski. One wszystkie zawsze cieszą, począwszy od pierwszego medalu zdobytego przez Maćka Pecynę, po te ostatnie zdobyte przez Marię Czubak i Bartka Linarda. Po drodze były medale Barbary Mazurkiewicz, Maćka Rabana, Michaliny Pecyny. Na tegorocznych letnich mistrzostwach Polski 16 latków, po raz pierwszy w historii naszego klubu, wszyscy nasi reprezentanci stanęli na najwyższym miejscu na podium i to dwukrotnie! W sumie, trójka zawodników (Maria Czubak, Weronika Głowacka i Sasza Kriukow) przywieźli 9 medali w tym 6 złotych. Wszystkie medale cieszą. Ja może nie jestem jakoś wylewny i nie okazuję uczuć radości, ale też i smutku, więc może nie zawsze to widać, ale z każdego medalu Mistrzostw Polski zdobytego przez moich zawodników bardzo się cieszę.
Kto nauczył Pana miłości do pływania?
Miłości do pływania nikt mnie nie nauczył. Ona przyszła sama, z czasem. Tak jak mówiłem wcześniej, nie miałem pomysłu na pracę i na to co chciałbym w życiu robić. Jeszcze będąc w szkole trafiłem do klasy pływackiej, następnie kolejnej i kolejnej. Tak tkwiłem trochę w tym pływaniu. Nie miałem nic innego do roboty, kiedyś nie było też tylu pokus, co w dzisiejszych czasach, tylu alternatyw i możliwości, a w pływaniu widziałem szanse żeby wyjechać za granicę, zobaczyć kawałek świata, poznać ludzi, nie tylko z Olsztyna i ze szkoły, ale też z kraju i zagranicy.
Czy miał Pan w trakcie swojej kariery jakiś taki moment porażki, zwątpienia? Jak sobie Pan z nim poradził?
Porażki raczej nie, nie przypominam sobie żebym coś przegrał. Raczej była to słabsza dyspozycja na jakichś startach kontrolnych. Ponieważ z tego co pamiętam, na imprezach docelowych, głównych, czy to były kwalifikacje, czy mistrzostwa krajowe, raczej zazwyczaj udawało mi się pływać zgodnie z oczekiwaniami. Wiadomo, że pod koniec kariery już nie poprawiałem swoich rekordów życiowych, ale pływałem dość blisko nich. I w momencie, w którym już tych rekordów nie dawałem rady poprawiać i przestałem zdobywać złote medale, uznałem że należy zakończyć karierę. Miałem wtedy 25 lat, byłem już jednym ze starszych zawodników wówczas w Polsce trenujących i to zdecydowało o zakończeniu kariery, ale takich spektakularnych porażek raczej nie miałem, więc trochę nie wiem jak sobie z tym radzić.
Czy ma Pan jakąś radę dla najmłodszych zawodników? Dla dzieci, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze sportem wyczynowym.
Dobrą radą jest to, żeby się uzbroić w cierpliwość i trenować, systematycznie trenować. Tylko systematyczny trening może dać efekty w różnej postaci, może niekoniecznie zdobywania medali, bo nie wszystkich na to będzie stać. Nie wszyscy mają na tyle talentu, zdolności i możliwości logistycznych, organizacyjnych, rodzinnych itd, ale bycie systematycznym pomaga w życiu. W osiąganiu sukcesów w każdej dziedzinie życia. Więc systematyczność, ciężka praca zawsze przynosi efekt. Kiedyś ktoś zapytał mnie, czy miałem talent do pływania. Odpowiedziałem, że nie, że ja byłem chyba takim “wyrobnikiem”. Usłyszałem wtedy odpowiedź, że nie byłem wyrobnikiem, tylko miałem talent do ciężkiej pracy. Uznaję że rzeczywiście jest w tym dość dużo prawdy. Że ta moja ciężka praca, którą musiałem włożyć żeby osiągnąć dobre wyniki sportowe, to był ten talent, o który ludzie pytają. Może nie sportowy, ale to on pozwolił mi dojść tam dokąd zaszedłem. Talent do ciężkiej pracy i do tego, żeby wytrwać w niej, bo o to przede wszystkim chodzi. Żeby się nie poddawać, żeby robić swoje i cierpliwie czekać.
Bardzo dziękuję za rozmowę.